Film stanowiący niejako remedium wobec osamotnionych w świecie przemocy i atrofii społecznych 4
Suzu mierzy się z traumą dzieciństwa. Jej matka rzuciła się na ratunek tonącemu dziecku i sama zginęła w nurcie rzeki. Suzu od tego czasu co dzień przemierza most, łączący oba brzegi: życia i śmierci ”Dlaczego cudze dziecko było ważniejsze ode mnie?”- zadaje sobie egzystencjalne pytanie dziewczynka. Przygnębiające wspomnienia spychają ją w otchłań wyimaginowanej rzeczywistości umownie zwanej „U”. To zagmatwany świat wirtualny, który jest pełen tajemnic oraz sprzeczności: hejtu i współczucia, zawiści i pokory. Suzu chciałaby wrócić na jasną stronę mocy. Jednak brzemię przeszłości oraz siła świata „U” wciąga w swój nurt, uzależniając dziewczynkę oraz podobnych jej nieszczęśników.
Mamoru Hasoda - reżyser filmu - ma na koncie kilka ważnych i docenionych animacji o podobnym formacie i zbliżonym przesłaniu. Japonia znajduje się pod względem statystyk w ścisłej czołówce krajów, gdzie dzieci i nastolatkowie podejmują próby samobójcze. Nic dziwnego zatem, że właśnie tam powstał film stanowiący niejako remedium wobec osamotnionych w świecie przemocy i atrofii społecznych.
Filmowa Belle jest osobą rozedrganą emocjonalnie, a jej imię to nie tylko synonim piękna. Pozbawione samogłoski „a” Bell to również dzwon. A ten rezonuje dźwiękiem zwielokrotnionym. Każda wibracja wprawia posiadacza takiej wrażliwości w stan zdwojonej akustycznie reakcji. Belle odczuwa wszystkie bodźce silniej niż jej otoczenie. Dziewczynka nawet gdy osiągnie sukces na polu wokalnym nie może uwierzyć, że aplauz świadków jej talentu jest szczery. Rani ją brak akceptacji, przygnębia niedostatek followersów. A jednak Suzu podejmie próbę wyjścia obronną ręką z sytuacji, w jakiej los ją obsadził. Będzie chciała dokonać tego w sposób sensowny i dalekowzroczny. Epilog losów Suzu domknie się zatem być może na jej warunkach.
Film Mamoru Hasody mimo przenikliwego przesłania nie uniknął uszczerbków konstrukcyjnych. Nakręcone z pełnym rozmachem dzieło sprawia wrażenie, jakby intelektualnie szlachetną refleksję chciano rozwodnić w maksymalnej liczbie znaczeń wizualnych. Od tych ostatnich aż się roi w obrazie Hasody. Rozrzucona na wiele planów „Belle” traci tym samym na klarowności w kwestiach podstawowych. Nie zmienia to faktu, że zabieg taki ma paradoksalnie szansę jednak uprawdopodobnić strumień świadomości filmowej Suze oraz jej kinowych rówieśników. To przecież oni ucieleśniają świat mediów społecznościowych, czyniąc go coraz bardziej kluczowym dla losów świata.